Tomasz Ciechoński: Sąd Apelacyjny w Szczecinie w głośnej sprawie karnej uchylił wyrok skazujący na dożywotnie pozbawienie wolności z uwagi na fakt, że orzekała osoba uznana za tzw. neo-sędziego. Czy w sprawach dotyczących spółek takie przypadki były lub mogą być?

Dr Michał Bieniak: Ja osobiście szczęśliwie takiej sprawy nie miałem i mam nadzieję, że do mnie nie trafi. Natomiast słyszałem, że pojawiły się już sprawy cywilne, w których został wydany prawomocny wyrok, a następnie inny sędzia odmówił nadania klauzuli wykonalności, twierdząc, że wyrok wydał tzw. neo-sędzia i że w związku z tym jest to wyrok nieistniejący. Skoro takie sytuacje już zdarzają się w sprawach cywilnych, siłą rzeczy prędzej czy później wystąpią również w sporach korporacyjnych - albo już nawet wystąpiły, tylko nie mamy o tym wiedzy.

Czytaj także w LEX: Szumański Andrzej, Zmiany polskiego prawa arbitrażowego w zakresie arbitrażu korporacyjnego>

Jeśli wyroki w sprawach korporacyjnych zaczną być kwestionowane z uwagi na obsadę sądu, jak to przełoży się na pewność obrotu gospodarczego?

Wszystko zależy od tego, jakie mamy podejście do kwestii tzw. neo-sędziów. Dla osób, które kierują się wykładnią, że nominacja prezydencka sanuje wszystkie wcześniejsze uchybienia, nie będzie to żadna przesłanka do uchylenia orzeczenia. Dla tych, którzy kierują się wykładnią bardziej pryncypialną, według której osoba powołana z udziałem tzw. neo-KRS sędzią nie jest, obecność takiej osoby w składzie orzekającym będzie przesłanką do uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania. W końcu mamy pewnie trzecią grupę sędziów i osób, które twierdzą, że sytuację takiej osoby należy oceniać ad hoc. Jak to się przekłada na pewność obrotu gospodarczego czy wymiaru sprawiedliwości? Od zawsze powtarzam, że fatalnie. Niestety sytuacja, która zaistniała i została zawiniona przez poprzednią władzę, nie znajduje za bardzo rozwiązania za obecnej władzy. Oczywiście mamy prezydenta z innego obozu, natomiast ja nie widzę woli ustąpienia w tym sporze po żadnej ze stron. Spór ten moim zdaniem już daleko wykroczył poza prawo i tylko politycy mogą go rozwiązać. Odnoszę tylko wrażenie, że głównym siłom politycznym wcale na tym nie zależy. Osobiście jestem przerażony, gdy próbuję wytłumaczyć zagranicznym prawnikom, jakich terminów rozpoznania sprawy należy oczekiwać w Polsce i co się może jeszcze wydarzyć.

Czytaj pytanie w LEX: Jak zdefiniować bezczynność i przewlekłość?>

 

Nowość
Spory sądowe ze stosunku spółki w spółkach kapitałowych
-10%

Cena promocyjna: 269.09 zł

|

Cena regularna: 299 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 215.28 zł


Co powiedzieć w takim razie zagranicznemu inwestorowi, który chciałby przystąpić do spółki w Polsce, ale rozważa też inne kierunki ekspansji? Czy przez sytuację w wymiarze sprawiedliwości przestaniemy być wiarygodni gospodarczo jako kraj?

Oczywiście, że tak, o czym świadczą chociażby kolejne arbitraże inwestycyjne, które są prowadzone przeciwko Polsce. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że szybkość postępowania, która w tej chwili jest całkowicie zachwiana, jest jednym z kluczowych elementów dla obrotu gospodarczego. Nie widziałem wcześniej i nie widzę obecnie żadnych oznak, aby ktoś z decydentów faktycznie zajął się pracą nad tym, aby polski wymiar sprawiedliwości zaczął sprawnie działać. Utknęliśmy w sporze - cytując określenia z debaty publicznej – neo-sędziowie kontra paleo-sędziowie. Natomiast nikt się nie zajmuje tym, co jest istotą problemu z punktu widzenia szarego obywatela czy też z punktu widzenia inwestora, czyli tym, żeby było szybko i sprawiedliwie. Co to oznacza? Jeżeli jest przedsiębiorca budowlany, podwykonawca, który pozywa generalnego wykonawcę i inwestora, to wyrok za 5 lat, bo często mówimy o takich terminach, oznaczać może, że ten podwykonawca przestanie istnieć. Większość spółek nie przetrwa w sporze korporacyjnym 3 czy 5 lat i nie może tyle czekać na rozstrzygnięcie. Jednocześnie rozwiązanie tego protezą w postaci postanowienia o zabezpieczeniu też nie jest wyjściem, abstrahując nawet od tego, że sądy niechętnie sięgają po postanowienia o zabezpieczeniu powództwa. Cała ta sytuacja przekłada się fatalnie na polską gospodarkę.

Zobacz również:  Dyscyplinarki, KRS, odszkodowania od tzw. neo-sędziów w SN - postulaty Iustitii do 2026 r.

Mam jednak wrażenie, że problem przewlekłości postępowań jest znacznie starszy niż konflikt, znów parafrazując określenie z debaty publicznej „neo-paleo”. Czy widzi Pan szanse, że coś się w tej materii zmieni?

Polskie sądownictwo, żeby tak naprawdę odbudować swój autorytet, potrzebuje środków bardzo pragmatycznych, a nie tych z wysokiego poziomu abstrakcji. To znaczy: poprawy funkcjonowania sekretariatów; wprowadzenia systemu premiowania sędziów, którzy rozpoznają sprawy szybko, ale merytorycznie, a nie na zasadzie zakreślenia statystyk poprzez wyszukiwanie wyimaginowanych braków formalnych; dobrego zarządzania. Polscy sędziowie są nauczani tylko i wyłącznie prawa. Nie są nauczani ani umiejętności miękkich, ani zarządzania większymi zespołami ludzi. W związku z tym kuleje cały system zarządzania sprawami. Podam banalny przykład: w wielu sądach przez lata funkcjonowały zarządzenia przewodniczących wydziałów lub zarządzenia prezesów sądów, że sędzia powinien wyznaczać określoną liczbę rozpraw na wokandę, np. sześć jednego dnia. Każda rozprawa zaczyna się od wywołania stron, sprawdzenia obecności świadków, przesłuchania stron co do tego, czy ich stanowisko się nie zmieniło, na to tracimy około 10-15 minut. Przy wyznaczeniu sześciu rozpraw na wokandę oznacza to, że przepalamy około 90 minut. Gdyby wyznaczyć trzy sprawy na wokandzie, mielibyśmy 45 minut oszczędności, co oznacza przesłuchanie przynajmniej jednego świadka więcej w tych samych terminach. Jest to taki zupełnie błahy przykład, który jednak pokazuje, że ergonomia pracy w sądach totalnie kuleje. Inny przykład z ostatniego czasu: sąd od dawna miał listy pytań do świadków, których chce przesłuchać pisemnie. Rozprawa wyznaczona w listopadzie zeszłego roku na marzec jednak spadła i odbędzie się dopiero w czerwcu. Dlaczego? Bo dopiero pod koniec lutego sąd wysłał do świadków pytania. Wystarczyło zrobić to w styczniu i nie mielibyśmy utraty terminu rozprawy.

Czytaj także artykuł  w LEX: Kmieciak Zbigniew, Przywracanie praworządności a reguła uznania - jak uzdrowić TK?>

Czyli chodzi o zmiany nie na poziomie ustawowym, a np. zarządzenia przewodniczącego wydziału, które można przeprowadzić bez względu na układ sił politycznych?

Oczywiście. Co więcej, jestem święcie przekonany, że również prezydent Andrzej Duda zgodziłby się podpisać ewentualne ustawy, gdyby one dotyczyły zmian funkcjonalnych w sądach. Tylko że skupiamy się na ruchach pozornych, zupełnie niczego nie wnoszących do meritum. Ostatnio usłyszałem o pomyśle obligatoryjnego kierowania niektórych kategorii spraw gospodarczych do mediacji. Przecież jeżeli ktoś chce mediacji, może z niej skorzystać w każdej chwili. W mojej skromnej ocenie to jest tylko kolejna wymówka pt. udajemy, że coś robimy. Co więcej, część mediatorów jako argument za obligatoryjną mediacją podawała, że dzięki temu strony nie będą musiały czekać tak długo na wyrok, tylko się dogadają wcześniej. Nie chciałbym, żeby argumentem przymuszającym strony do mediacji było to, że uzyskamy wyrok za 5 czy za 10 lat. Równie dobrze państwo może abdykować w wymiarze sprawiedliwości i przekazać wszystkie sprawy do arbitrażu. On sobie naprawdę szybciej poradzi niż obecne sądownictwo pod kierunkiem czy to obecnego, czy poprzedniego ministra sprawiedliwości.
Zobacz także procedurę w LEX: Matusiakiewicz Łukasz, Skarga na przewlekłość postępowania karnego skarbowego na przykładach>

A całkiem poważnie: czy wobec kryzysu wymiaru sprawiedliwości arbitraż zyskał na znaczeniu?

Arbitraż, czyli sądownictwo prywatne, zawsze zyskuje w dobie kryzysu sądownictwa państwowego. Z drugiej strony zawsze budzi on pewien niepokój u stron. Natomiast to rzeczywiście powinien być dobry moment dla arbitrażu. W sporach korporacyjnych ma on tę zaletę, że arbitrzy mają zazwyczaj większe doświadczenie życiowe, a przede wszystkim biznesowe, i dzięki temu lepiej są w stanie zrozumieć np. właśnie spory korporacyjne. Niestety kryzys sądownictwa państwowego trochę się przekłada na arbitraż, ponieważ na wyrok sądu arbitrażowego musi być jeszcze nadana klauzula wykonalności przez sąd powszechny, co może trwać rok czy półtora roku.

 

Powiedział Pan, cytuję „większość spółek nie przetrwa w sporze korporacyjnym 3 czy 5 lat”. Ile media publiczne przetrwają w likwidacji?

Na początku swojej kariery miałem przyjemność pracować ze świętej pamięci prof. Lechem Falandyszem i powiem, że to, co zdarzyło się w mediach publicznych, moim zdaniem daleko wykracza poza finezję słynnej falandyzacji prawa. Nie odpowiem na pytanie, ile powinny być w likwidacji, bo moim zdaniem one się nie powinny w ogóle w likwidacji znaleźć. Likwidacja służy do zakończenia działalności pewnego podmiotu. Taki jest cel likwidacji. Więc nie powinno być tak, że ktoś stawia spółkę w likwidację, ale nie w tym celu, żeby faktycznie ją zlikwidować.

Czytaj artykuł w  LEX: Dziurda Marcin, Perspektywy arbitrażu w sprawach korporacyjnych>

 

Chciałem nawiązać do tytułu książki Pana współautorstwa „Spory sądowe ze stosunku spółki w spółkach kapitałowych”. Z jakimi sporami mamy do czynienia najczęściej? Czy – abstrahując od problemów wymiaru sprawiedliwości – jakieś zagadnienie wymaga interwencji ustawodawcy, bo np. pojawiły się w tych sporach wątki, których kilka lat temu nie przewidywaliśmy?

Najczęstszą kategorią sporów są tak zwane uchwałowe, czyli o stwierdzenie nieważności uchwał, uchylenie uchwał, ustalenie ich nieistnienia. Jeśli chodzi o zmiany w prawie, to w ogóle jestem ich przeciwnikiem. Przepisy dotyczące chociażby rozwiązania prostej spółki akcyjnej i ustąpienia akcjonariusza moim zdaniem w kilku miejscach nie zostały dobrze napisane. Najważniejszą kwestią są więc nie zmiany ustawodawcze, ale ujednolicenie orzecznictwa, bo ono gdzieś nadal się rozchodzi. I to czasem w tak podstawowych kwestiach, jak majątkowy czy niemajątkowy charakter sporu. Zdarza się też, że orzecznictwa nie ma, bo niestety Sąd Najwyższy bardzo rzadko rozpoznaje skargi kasacyjne. Warto to podkreślić w kontekście książki, ale również jako wskazówkę dla wszystkich, którzy chcieliby się zajmować sporami korporacyjnymi. Powinni oni też wiedzieć, że spory te nie znoszą tak zwanej wąskiej specjalizacji. Trochę na przekór poglądowi, że żyjemy w czasach, gdzie każdy powinien się wyspecjalizować w jakiejś wąskiej dziedzinie i najlepiej nie wychodzić poza nią. Chyba wszystkie spory korporacyjne, z którymi miałem do czynienia, łączyły w sobie wątki prawa cywilnego materialnego, prawa procesowego, prawa spółek, a zazwyczaj jeszcze wątki prawa karnego i niekiedy również wątki odpowiedzialności dyscyplinarnej adwokatów i radców prawnych. I jeżeli ktoś chce tą dziedziną się zajmować, musi mieć świadomość, że musi znacząco wykroczyć poza swoją sferę komfortu i wąskiej specjalizacji. A w dobie kryzysu wymiaru sprawiedliwości musi jeszcze mieć duże umiejętności negocjacyjne, żeby doprowadzić do ugody, zanim spółka upadnie.

Czytaj także artykuł w LEX: Weber Anne-Marie, Interes grupy spółek – ciało obce w sporach uchwałowych>