Inga Stawicka: Panie Profesorze, sporo mówi się obecnie o różnego rodzaju zagrożeniach w obszarze zdrowia publicznego, zwłaszcza w kontekście e-papierosów i alkoholu. Chciałabym zapytać, jak to wygląda z Pana perspektywy, co jest obecnie największym problemem?

Dr hab. n. med. Łukasz Balwicki, lekarz, kierownik Zakładu Zdrowia Publicznego i Medycyny Społecznej w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, konsultant krajowy w dziedzinie zdrowia publicznego: Mam wieloletnie, wielokierunkowe doświadczenie jako specjalista zdrowia publicznego, współpracowałem z Ministerstwem Zdrowia, Światową Organizacją Zdrowia, ale też organizacjami pozarządowymi i samorządem lokalnym. Z moich obserwacji wynika, że największą bolączką w Polsce jest brak systemowego podejścia. Nie mamy wizji zdrowia publicznego, zidentyfikowanych problemów oraz wyzwań. Od czasu do czasu co prawda dyskutujemy o priorytetach, chociażby w związku z analizami Agencji Oceny Technologii Medycznej w ramach projektu „Global Burden of Disease”, czyli globalnego obciążenia chorobami, gdzie wskazano, że największymi problemami w Polsce są choroby niezakaźne. Chodzi więc np. o choroby układu krążenia, nowotworowe itd. Tyle że aby faktycznie z nimi walczyć, musimy postawić na zapobieganie, profilaktykę. Nigdzie na świecie nie uzyskuje się kontroli na tymi problemami tylko i wyłącznie zwiększając nakłady na leczenie.

 

Tym bardziej, że nie da się robić tego w nieskończoność.

Podstawy naukowe dla prewencji więc mamy, ale politycy i decydenci jakoś tego jeszcze nie dostrzegają. A przejawia się to choćby w tym, że nie zauważają, że do skutecznej profilaktyki potrzebujemy działających struktur. Jeśli popatrzymy na społeczność lokalną – weźmy za przykład jakiekolwiek województwo – jest ogromne rozwarstwienie, jeśli chodzi o docieranie z interwencjami w zakresie zdrowia publicznego na poziomie gmin, w szczególności wiejskich. Mówię przede wszystkim o programach zdrowotnych i edukacji, ale też warunkach do zdrowego żywienia, aktywności fizycznej, walce ze spożywaniem alkoholu czy wyrobów nikotynowych. Według mnie zbyt mało poważnie traktujemy zdrowie publiczne, przede wszystkim w obszarze prewencji. Nie mamy instytucjonalnego umocowania zadań w tym zakresie. Brakuje struktur, które realizowałyby strategie na poziomie centralnym. Ostatnio procedujemy ustawy związane z tytoniem, alkoholem, ale widać, że nie stoi za tym szersza koncepcja, strategia wypracowana w instytucjach, które postrzegają złożoność problemów. Nie ma chociażby instytucji odpowiedzialnej za politykę tytoniową państwa.

 

Czyli działania opierają się trochę na reakcyjności, tak jak w przypadku tubek z alkoholem, które pojawiły się na rynku? Jest problem i dopiero wtedy odpowiadamy projektem ustawy.

Tak, i niestety widać to na każdym kroku. Na pewno będę namawiał do tego, by przebudować istniejące struktury, tak by pewne tematy znalazły się w końcu w strategicznych instytucjach państwa. Myślę tutaj na przykład właśnie o tytoniu, który w naszym kraju nie ma gospodarza. Żadna z istniejących instytucji nie ma tego tematu jako obszaru, w którym powinna prowadzić badania, analizy, gromadzić ekspertów, opracowywać wytyczne, przygotowywać koncepcję dla Polski itd. Nikt się tym nie zajmuje, mimo że wszelkie badania wskazują, że jeśli popatrzymy na modyfikowalne czynniki ryzyka, czyli podlegające działaniom prewencyjnym, to tytoń w Polsce jest na pierwszym miejscu. Czyli można byłoby coś zmienić, ale brakuje gospodarza. Nikt nie pracuje sensownie nad legislacją, monitoringiem, nie ma badań epidemiologicznych, które ostrzegałyby nas o istniejących i przyszłych problemach. Działamy akcyjnie. Czy wie pani, kto najbardziej forsował objęcie regulacjami saszetek nikotynowych? Ministerstwo Finansów.

 

Mimo że obszar zdrowotny tak naprawdę nie jest ich odpowiedzialnością.

A saszetki funkcjonują na rynku od pięciu lat, i do tego czasu żadna instytucja nie opracowała koncepcji, jak je uregulować. Nie wiemy, jakie jest ich miejsce w naszym systemie, czy powinniśmy je dopuszczać na rynek, a jeśli tak, to na jakiej podstawie i na jakich warunkach. A to przecież nowy wyrób, który stanowi potencjalne ryzyko. I okazuje się, że jedyna instytucja, która o tym myśli, to Ministerstwo Finansów. Są ku temu oczywiście powody, bo chodzi też o objęcie ich akcyzą. Ale generalnie po przeczytaniu przepisów ustaw można złapać się za głowę. Żeby było jasne – nie winię tutaj obecnego kierownictwa resortu zdrowia. To jest tak naprawdę kwestia zaniedbań co najmniej dziesięcioletnich. My po prostu wciąż traktujemy profilaktykę jako coś dodatkowego, fakultatywnego, coś, co można załatwić jakąś edukacją. Słyszę naszych polityków, którzy zdrowie publiczne traktują na zasadzie: skoro ludzie piją, to zróbmy jakiś tam program edukacyjny, jeśli uczniowie palą, to powiedzmy im, że to szkodzi.

Czytaj w LEX: Napój gratisowy a opłata od środków spożywczych. Artykuł 12a ustawy z dnia 11 września 2015 r. o zdrowiu publicznym. Glosa do wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie z dnia 22 listopada 2022 r., III FSK 811/22 > >

 

Przekonajmy kogoś powieszeniem plakatu o tym, że palenie uzależnia i powoduje raka…

No właśnie, to nie jest zdrowie publiczne. Mamy statystyki, które pokazują niską efektywność edukacji. Ona nie zadziała, jeśli nie będzie otoczona zmianami, które wpłyną na nasze zachowania. Mamy tanie wyroby tytoniowe, alkoholowe, powszechnie dostępne, reklamowane. Tak więc możemy włożyć ogromne środki w edukację, ale ona nie zadziała, bo inne mechanizmy będą decydować o naszych wyborach. To nie jest tak, że przed dokonaniem zakupu za każdym razem głęboko zastanawiamy się nad konsekwencjami. Widzimy coś fajnego, smacznego, szeroko reklamowanego, w dobrej promocji. W takiej sytuacji nawet świadome osoby podejmują nieracjonalne decyzje, dlatego że ulegają chociażby wpływowi marketingu. Sami lekarze nie są od tego wolni. I żadna edukacja nie przeważy nad naszymi zachowaniami, jeśli nie będzie odpowiedzialnych interwencji zdrowia publicznego w tych obszarach, zarówno na poziomie centralnym, jak i lokalnym.

 

Czy też odnosi Pan wrażenie, że w ostatnich latach marketing związany z alkoholem i tytoniem stał się wyjątkowo agresywny i nakierowany w szczególności na młodych ludzi? Tak jak Pan mówił, nawet odporny człowiek czasami się na to złapie, a co dopiero nastolatek.

Oczywiście, bo chodzi przecież o to, by przyzwyczajać do używek od jak najmłodszego wieku, to jest cała strategia, nie tylko w Polsce. Skoro przemysł czerpie zyski z nowych klientów, to wiadomo że będzie robił wszystko, żeby ich pozyskać. I w tych krajach, które pozwala się na to, tak się właśnie dzieje. Tylko państwa, które uznają, że trzeba regulować obszary rynku, w których mamy do czynienia z substancjami toksycznymi negatywnie wpływającymi na zdrowie, mają szansę z tym walczyć. Ale musi istnieć instytucja, która przygląda się temu, co dzieje się na rynku i bardzo szybko reagować. Trzeba pamiętać, że za tytoniem stoi aktywny przemysł, który wciąż szuka nowych zachęt. Doda nowy smak, wypróbuje atrakcyjniejszą formę. To nie jest patogen, który można potraktować na przykład konkretną szczepionką i mieć problem z głowy. Za tytoniem, alkoholem, niezdrową żywnością stoją konkretne strategie nastawione na dotarcie do klienta. Państwo musi zrozumieć, że skoro chce dbać o zdrowie obywateli, to musi na to odpowiadać aktywnie. Nie może być bierne i dziwić się, że tak ten marketing wygląda. Tak wygląda, bo sobie na to pozwoliliśmy.

Zobacz w LEX: Opłata cukrowa - słodko nie będzie > >

 

Jak Pan sądzi, czy procedowana nowelizacja ustawy, która ma m.in. rozszerzyć zakaz sprzedaży osobom poniżej 18. roku życia elektronicznych papierosów bez nikotyny oraz pojemników zapasowych, wpłynie rzeczywiście na poprawę sytuacji?

Projekt jest przedstawiany jako wielki sukces, ale tak naprawdę dotyczy jednak kwestii niszowej. Owszem, e-papierosy bez nikotyny są dla nas jakimś zagrożeniem, ale tak naprawdę to wyroby z nikotyną prowadzą do wieloletnich uzależnień. Poza tym, co z tego, że mamy przepisy, skoro nie są one egzekwowane? Już na przełomie 2020 r. prowadziłem badania dla Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, z których wynikało, że młodzież nie ma problemu z nabywaniem produktów, które są objęte zakazami. Na papierze wszystko wygląda pięknie, ale co z tego, skoro nie działa w rzeczywistości. Prawo jest nieefektywne, a więc ogłaszanie sukcesu, bo dołożyliśmy kolejny produkt do nieskutecznego zakazu, to raczej wątpliwy powód do radości.

 

A co z zakazem reklamy alkoholu?

Mamy teoretycznie zakaz reklamy wyrobów tytoniowych w Polsce, a co się dzieje, gdy wchodzimy do jakiegokolwiek sklepu? Biją w nas de facto reklamy, za sprzedawcą stoi cała półka, jakieś ekraniki, szklane gabloty. Dlaczego? Bo zakaz jest, ale nie jest egzekwowany. Nie ma instytucji, która traktuje ten obszar jako obszar do kontroli. Nie chce tego robić ani policja, ani straż miejska, ani sanepid. W związku z tym nikt nie poczuwa się, żeby efektywnie egzekwować te przepisy i żeby one działały. Podobnie byłoby w momencie, gdybyśmy ograniczyli lub zakazali reklamy alkoholu. Trzeba najpierw przeanalizować, czy ten zakaz będzie mógł być egzekwowany i wyposażyć w kompetencje odpowiednie instytucje.

 

Jaki organ mógłby się tym zająć?

Osobiście jestem zwolennikiem wykorzystania potencjału Państwowej Inspekcji Sanitarnej. To ponad 17 tys. osób w całym kraju. Tym bardziej, że wciąż utrzymujemy zadania sanepidu na archaicznym poziomie, tak jakby choroby zakaźne były naszym jedynym problemem. Dlaczego nie wykorzystać tego ogromnego potencjału instytucji, zreformować ją, przekazać kompetencje? Natomiast wydaje mi się, że specjalnie nie zależy pewnym grupom na tym, żeby tak to działało, dlatego, że to oczywiście naruszy interesy wielu graczy na rynku alkoholowym, tytoniowym i tak dalej. Te grupy na pewno zrobią wszystko, żeby do takich systemowych zmian nie doszło. Musimy to też nazwać i zacząć mówić głośno, aby politycy zrozumieli jednak, że oni reprezentują przede wszystkim dobro publiczne, ogół obywateli. Nie mogą przechylać na szali tego dobra dla pewnej grupy interesów, która ostatecznie nam szkodzi. Tym bardziej, że nadmierna konsumpcja alkoholu i tytoniu w ostatecznym rozrachunku szkodzi gospodarce. Ludzie częściej chorują, mniej oszczędzają, kraje się mniej rozwijają, tracą pracowników i w konsekwencji my też na tym tracimy.

Sprawdź również w LEX: Żywność niebezpieczna - wycofanie z rynku > >

 

Nowość

Cena promocyjna: 179 zł

|

Cena regularna: 179 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 128.89 zł