W piątek, 4 kwietnia 2025 r., Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw (druki sejmowe nr 838). Teraz ustawa trafi do Senatu, który zajmie się nią dopiero na następnym posiedzeniu, zaplanowanym na 23 i 24 kwietnia (na najbliższym posiedzeniu, które odbędzie się 9 i 10 kwietnia nie ma jej w porządku obrad). Potwierdziła to zresztą senator Beata Małecka-Libera (KO), która powiedziała PAP, że Senat zajmie się ustawą o obniżeniu składki zdrowotnej na kolejnym posiedzeniu.

Tymczasem piątkowe głosowanie wywołało publiczną dyskusję nie tyle o samej zmianie przepisów i tym, kto skorzysta na zmianach, ile o samej składce zdrowotnej, o tym kto ją płaci, a kto nie, oraz o tym, czy należy „konserwować” obecny system.

Zdaniem Przemysława Hinca, doradcy podatkowego i członka zarządu w kancelarii PJH Doradztwo Gospodarcze, najnowsza nowelizacja ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw wprowadzająca zmiany w zasadach opłacania składki zdrowotnej przez przedsiębiorców to jest pudrowanie trupa. – Określanie jej mianem sukcesu to wielki humbug. To co dostajemy, to nie tylko niespełnione obietnice wyborcze, ale wręcz petryfikacja rozwiązań wprowadzonych przez PiS, bo ta nowelizacja nie jest ani powrotem do rozwiązań sprzed Polskiego Ładu, ani porządną reformą – dodaje.

Czytaj procedurę w LEX:  Obliczanie składki zdrowotnej – umowa o pracę, umowa-zlecenie>

Czytaj również: Przedsiębiorcy zapłacą niższą składkę zdrowotną – Sejm uchwalił ustawę>>

Kto zyskał, kto stracił

- Po pierwsze składka zdrowotna nie jest żadną składką zdrowotną, tylko podatkiem, co zmienia całą narrację dyskusji. I może od tego zacznijmy. Bo każdy powinien płacić podatki, także na leczenie. Obniżenie stawki w PIT z 17 na 12 proc., a następnie zwiększenie kwoty wolnej od podatku i nieodliczanie 7,75 proc. składki zdrowotnej od PIT spowodowało, że na Polskim Ładzie najwięcej zyskali pracownicy. Skończmy więc z tą narracją lewicową, że pracownicy płacą więcej. No oczywiście, jeżeli są w drugim przedziale skali, to już troszeczkę inaczej to wygląda, gdy płacą daninę solidarnościową i progresywny podatek, ale to też jest narracja lewicowa, żeby był podatek progresywny, więc to oni sami uderzają w swoich wyborców, czyli ludzi pracy. Po drugie - łączenie dochodu pracownika z dochodem przedsiębiorcy to jest jakaś aberracja, bo dochód podatkowy nie ma nic wspólnego z rzeczywistym przysporzeniem przeznaczone na konsumpcję. Bo jak ja uzyskam dochód, który przeznaczam na zakup środka trwałego, który amortyzuję nie zawsze w całości albo przez 40 lat, albo w ogóle jak grunt, to muszę od tego zapłacić podatek, żeby zainwestować. Mówienie więc, że przedsiębiorcy mniej stracili na Polskim (Nie)Ładzie niż pracownicy, to nieprawda. Zyskali pracownicy, stracili przedsiębiorcy. A skoro jest to podatek, to wszyscy powinni płacić od tego samego dochodu mniej więcej podobną jego wysokość. Pracownicy płacą mniej, bo jest kwota wolna, a w przypadku podatku liniowego przedsiębiorcy płacą od razu 19 proc. i 4,9 proc., i to nie od dochodu na konsumpcję, tylko na działalność gospodarczą. Czasami nawet od tego, czego nie ściągniemy, bo nie zawsze ulga na złe długi działa – wskazuje Adam Mariański, doktor habilitowany nauk prawnych, profesor UŁa, prezes Polskiego Instytutu Analiz Prawno-Ekonomicznych.

W opinii prof. Mariańskiego ta obniżka składki zdrowotnej to jest czysty PR, bo obniża się w niektórych punktach najmniej dotkliwych, ale jednocześnie podwyższa. Można nawet śmiało powiedzieć, że to jest Polski Ład już nie 2:0, ale chyba 4:0. Bo tak naprawdę osobom na ryczałcie podwyższa się składkę zdrowotną. I to także tym, którzy prowadzą rzeczywistą działalność gospodarczą, np. w postaci małej gastronomii, gdzie wprowadza się również podatek proporcjonalny od pewnego progu przychodów.

Czytaj także pytanie w LEX: Czy obniżenie składki zdrowotnej do wysokości zaliczki na podatek jest prawidłowe?>

- To nie jest żadna reforma, bo w ogóle nie zmienia zasad naliczania, rozliczania, korekt, dodatkowej biurokracji, składania deklaracji, nadpłat itd. Tak naprawdę jest to więc wyłącznie ruch polityczny – uważa prof. Mariański.

Jak podkreśla prof. Adam Mariański, zgodnie z Konstytucją to państwo ma obowiązek zapewnić ochronę zdrowia. - Nawet ten, kto nie płaci, też powinien korzystać z opieki zdrowotnej, więc to wcale nie jest tak, jak to się mówi. Jeżeli byśmy przyjęli, że składka jest składką ubezpieczeniową, to byłaby niezgodna z Konstytucją. No więc nie jest składką, tylko podatkiem, a skoro jest podatkiem, to powinniśmy mieć sprawiedliwe opodatkowanie, czyli powszechne i równe – zauważa prof. Mariański. – Pytanie, dlaczego rolnik, który ma 300 ha, płaci 300 zł i ma milionowe dochody, a przedsiębiorca, który na papierze ma wielokrotnie mniejsze, płaci o wiele większy podatek zdrowotny - dodaje.

W opinii prof. Mariańskiego narracja ministra zdrowia jest absolutnie niedopuszczalna, bo nie zrobiła żadnej reformy służby zdrowia. - Wiemy, gdzie te środki poszły, czyli mieliśmy historyczny wzrost wydatków na służbę zdrowia i historyczny wzrost wynagrodzeń w służbie zdrowia.  

Czytaj komentarz praktyczny w LEX: Świadczenia medyczne dla pracowników a koszty uzyskania przychodów>

 

Cena promocyjna: 84 zł

|

Cena regularna: 280 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 280 zł


Ulga powinna być dla zatrudniających

- Uważam, że debata o zmianach w składce zdrowotnej jest błędnie charakteryzowana jako spór na linii pracownicy – przedsiębiorcy. Ja postrzegam kolejne przywileje podatkowo-składkowe dla jednoosobowych firm jako konflikt interesu zatrudniających i zatrudnionych z jednej strony z interesem organizacji, które unikając zatrudniania, korzystają z modelu współpracy bez stałych zobowiązań, czyli tak zwanego B2B – mówi dr Tomasz Lasocki z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich.

I wskazuje na dwa wątki sprawy. Pierwszy to skutki dla systemu ochrony zdrowia w kontekście utrzymania już i tak krytykowanej dostępności świadczeń, czyli jego finansowania. Drugi dotyczy struktury ponoszenia ciężarów publicznych.

Jak twierdzi dr Lasocki, niezależnie od ekipy, która sprawuje władzę od ponad 20 lat, grupa przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalność - czy to licząc ich wspólnie z rolnikami, czy też nie - otrzymuje kolejne przywileje podatkowo-składkowe. Wcześniej były: mały ZUS i mały ZUS+ oraz wakacje składkowe.

Czytaj poradnik w LEX: Wakacje składkowe>

- Składka zdrowotna jest finansowana ze środków ubezpieczonego. Jak ja zatrudniam kogoś, to ja wiem, że ten człowiek chce dostać na rękę określoną kwotę. Muszę więc mu tak zorganizować stanowisko pracy, żeby on zarobił tyle, ile chce dostać na rękę, plus wszystkie daniny, uprawnienia pracownicze jak wakacje, wynagrodzenie chorobowe itd. Mówiąc krótko: musi on zapracować na swoją pensję i resztę danin oraz uprawnień, zaś zatrudniający musi to stanowisko pracy zorganizować. Spór o to, kto jest ważniejszy nie ma kompletnie sensu, bo jedni bez drugich nie istnieją gospodarczo. W Polsce rozwija się jednak droga „na skróty” – z możliwością ograniczenia zobowiązań przy większej wypłacie na rękę. Co prawda, kosztem bezpieczeństwa socjalnego i wpływów podatkowo-składkowych, ale po pierwsze zainteresowani dzisiaj się o to nie martwią, a w przyszłości, skoro będzie ich bardzo dużo, to jakaś partia dostrzeże w nich elektorat i pewnie jakoś zaradzi ich problemom. Dowodem na to, że państwo mocno przesadziło w słusznej do pewnego stopnia polityce wspierania drobnej przedsiębiorczości jest postępująca od 2019 roku deetatyzacja zatrudnienia i przyrost działalności gospodarczych – niezależnie od spowolnienia gospodarczego, pandemii czy wojny tuż za granicami. Już dzisiaj co piąty pracujący w Polsce to jednoosobowa firma. Problem w tym, że traci na tym gospodarka. W żadnej gospodarce świata większy odsetek jednoosobowych działalności gospodarczych z siecią współpracowników nie jest w stanie wygenerować większej wartości dodanej niż struktury zetatyzowane. Drobni kooperanci to potrzebny dodatek do głównej siły wytwórczej większych organizacji, ale nie jej substytut. Pytanie zatem kogo wspieramy jako społeczeństwo: czy tych, którzy mają strukturę opartą na zatrudnianiu, czy właścicieli firm, którzy wybierają sieć współpracowników, kooperantów, bo dzięki nim mogą zaproponować niższą cenę na rynku. To jest spór o sposób konkurowania w gospodarce, a dotychczasowa polityka sprawia, że kolejni zatrudniający decydują się na reorganizację w kierunku zatrudniania B2B – podkreśla dr Tomasz Lasocki. I dodaje: - Gdybym to ja miał doradzać w kwestii kierunków alokacji wspólnych zasobów, to pomyślałbym o tych, którzy zdecydowali się na zatrudnianie np. poprzez redukcje ich klina podatkowego czy zobowiązań wobec pracowników – bez uszczerbku dla tych ostatnich.

Czytaj także pytanie w LEX: Czy umowa o współpracy, typu B2B, może zostać uznana przez ZUS za umowę o pracę?>

- Tak to wyglądało w łódzkich fabrykach w XIX wieku - nikt się niczym nie przejmował. Każdy był „jednoosobową firmą” z możliwością pracowania w dowolnym wieku i przez dowolną ilość godzin, z pełnym zarobkiem „na rękę”, prywatną opieką zdrowotną, bez obowiązku szczepień i - jak to dzisiaj niektórzy twierdzą - „haraczu” na ZUS. Komu to przeszkadzało?! – ironizuje dr Lasocki.

 

Cena promocyjna: 84 zł

|

Cena regularna: 280 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 280 zł


Niska składka plus podatek zdrowotny czy składka płacona przez wszystkich?

- System opieki zdrowotnej wymaga naprawy, bo brakuje pieniędzy na leczenie. Brakuje też gruntownej reformy i naprawy tego, co zniszczył Polski Ład. Nie może być to jednak składka zdrowotna, która de facto jest podatkiem, który z jednej strony jest pobierany ponad normę a z drugiej - stanowi opodatkowanie biedy – mówi Przemysław Hinc. Jak podkreśla, obecnie jedyną grupą, która rzeczywiście płaci składkę zdrowotną są tak naprawdę przedsiębiorcy. Nie pracownicy, nie zleceniobiorcy, ale właśnie tylko i wyłącznie przedsiębiorcy w tym przypadku występujący też jako pracodawcy. Bo to pracodawca zatrudniający pracownika i umawiający się z nim na określone wynagrodzenie, opłaca za zatrudnionego składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne oraz zaliczkę na podatek dochodowy. Pracobiorca nawet nie wie, ile wynosi płacona na jego ubezpieczenia przez pracodawcę kwota składek i podatku. I to go nie musi nawet interesować. Natomiast pracodawca decydując się na zatrudnienie osoby do pomocy w swoim przedsiębiorstwie musi, oprócz kwoty wypłacanej zatrudnionemu „na rękę”, do kosztów zatrudnienia doliczyć kwoty składek na ubezpieczenia społeczne i ubezpieczenie zdrowotne oraz zaliczkę na PIT wchodzące w tzw. „małe brutto”, czyli kwotę zapisaną na umowie o pracę lub zlecenie oraz kwotę składek na ubezpieczenia i Fundusze dodatkowo dopłacanych przez pracodawcę, która dopiero pokazuje całkowity koszt zatrudnienia i funkcjonuje pod zwyczajową nazwą „dużego brutto”.

Zobacz także szkolenie w LEX: Zmiany w prawie pracy w 2025 r.>

- Skoro mówimy, że nie ma pieniędzy na ochronę zdrowia i brakuje 8 mld zł, to po co było wprowadzać wakacje składkowe, które będą nas kosztowały 4 mld zł, a o które właściwie nikt nie zabiegał. A nie zapominajmy, że obsługa tego programu też pociąga za sobą konieczność wydatkowania kolejnych środków, więc ubytek finansów publicznych jest dużo większy, niż tylko sama kwota niewpłaconych składek na ubezpieczenia społeczne. Przy tym skorzystanie z tej ulgi stało się kolejnym elementem biurokratyzacji życia gospodarczego. Zamiast tego można było przeznaczyć te 4 mld zł na reformę finansowania opieki zdrowotnej, a brakujące 4 mld zł uzyskać dzięki objęciu składką zdrowotną grup, które dziś albo jej w ogóle nie płacą, jak chociażby kler, albo płacą, ale w niewielkim stopniu, jak rolnicy – podkreśla Przemysław Hinc. I dodaje: - Gdy mówimy o rolnikach płacących niewielkie składki, chodzi o wielkoobszarowe gospodarstwa rolne będące de facto przedsiębiorstwami rolniczymi, których właściciele, są często rolnikami tylko z nazwy. Nie dość, że płacą niewielką składkę zdrowotną za siebie, to w jej ramach ubezpieczają swoich małżonków i dzieci. Z kolei rolnik prowadzący kilkuhektarowe gospodarstwo rolne, w ogóle składek nie płacą. W efekcie szewc płacący składkę zdrowotną co miesiąc, kwartalnie zapłaci więcej, niż magnaci rolni przez cały rok. A to nie są jedyne grupy zawodowe, które albo składek nie płacą, albo – jak w sferze budżetowej – składki są wprawdzie elementem kalkulacyjnym wynagrodzenia, ale rzeczywisty koszt tych składek spoczywa na organie zatrudniającym, a ten pieniądze na ten cel otrzymuje z budżetu państwa lub samorządu, a więc faktycznie z płaconych podatków.

Zobacz także linię orzeczniczą w LEX: Płatnik jako strona w postępowaniu o objęcie ubezpieczeniem>

- Skoro już zmniejszono do 4,9 proc. składkę zdrowotną dla działaczy gospodarczych, to ja jestem za tym, żeby tak samo zmniejszono tę składkę dla każdego innego ubezpieczonego. Zostawmy ją w takim pomniejszonym wymiarze, ale ten ubytek wyrównajmy podatkiem zdrowotnym opartym na przykład na pomyśle Lewicy: dla każdego bez żadnych wyjątków i każdej firmy - podatek dochodowy na zdrowie. Dzięki takiemu dualizmowi zobaczymy, jak jedna i druga danina funkcjonuje i jakie są efekty gospodarcze, a dopiero potem zdecydujemy się na jedną z tych form: albo rezygnujemy z podatku, albo rezygnujemy ze składki. Sądzę, że wtedy zrezygnowalibyśmy ze składki, bo dzięki podatkowi byłaby szansa zapewnić porządne i równomierne do możliwości podatnika finansowanie ochronie zdrowia. Bo stwierdzenie, że mamy na pokrycie przywileju dla samozatrudnionych w przyszłym roku, mnie nie uspokaja. O bezpieczeństwie zdrowotnym musimy myśleć w perspektywie dekad, bo obawiam się, że nawet najzdolniejsi parlamentarzyści nie przegłosują ustawą „zamrożenia” procesu starzenia się społeczeństwa, a co za tym idzie konieczności przeznaczenia większego odsetka PKB na ochronę zdrowia  – zauważa dr Tomasz Lasocki.

 


Środowisko lekarskie przeciw

Przeciwko obniżeniu składki zdrowotnej stanowczo opowiada się środowisko lekarskie. Powód jest prosty – Narodowy Fundusz Zdrowia już teraz jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej, a takie rozwiązanie to kolejne straty. Minister finansów Andrzej Domański zapewnia co prawda, że wszystko zostanie zrekompensowane z budżetu państwa, na razie jednak nie wiadomo, jak dokładnie miałoby to wyglądać.

- Ta decyzja to spadek wpływów do NFZ o 4,6 mld zł w 2026 r. Dla porównania stanowi to ponad dwa razy więcej niż w planie finansowym NFZ na 2024 kosztowała chemioterapia (2,1 mld) albo nieco mniej niż ówczesny koszt finansowania całej psychiatrii wraz z leczeniem uzależnień (5,7 mld). Choć deklaracją rządu jest uzupełnienie tych pieniędzy z budżetu państwa, to należy zaznaczyć, że nie jest to ustawowe zobowiązanie, a jedynie obietnica. Nie ma gwarancji spełnienia jej w kolejnych latach przez następne rządy, ani informacji o tym, jaka kwota miałaby być wpłacana do NFZ – zaznacza OZZL Porozumienie Rezydentów. Apeluje przy tym do prezydenta o skierowanie ustawy do ponownego rozpatrzenia.

Również Naczelna Izba Lekarska stanowczo sprzeciwia się obniżeniu składki zdrowotnej. W przyjętym stanowisku prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej zaznacza, że w obliczu rosnących potrzeb zdrowotnych starzejącego się społeczeństwa, nakłady na ochronę zdrowia powinny nie maleć, ale wręcz rosnąć. - Wprowadzenie nowych technologii oraz metod terapeutycznych wymaga odpowiednich nakładów finansowych, a uszczuplenie w budżecie NFZ uniemożliwi realizację tych niezbędnych działań. Każde ograniczenie środków publicznych na ochronę zdrowia bezpośrednio uderza w pacjentów i grozi dalszym pogorszeniem sytuacji finansowej placówek medycznych, które opierają się na finansowaniu publicznym. Takie działania są nieakceptowalne i prowadzą do destabilizacji systemu ochrony zdrowia – wskazuje.

Czytaj także komentarz w LEX: Dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne>