W Niedzielę Wielkanocną minęły dokładnie trzy miesiące, odkąd Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej skierowało do uzgodnień międzyresortowych, konsultacji publicznych i opiniowania projekt nowelizacji Kodeksu pracy, mający zmienić definicję mobbingu (nr UD183). Do dziś nie opublikowało jednak podsumowania tego etapu rządowego procesu legislacyjnego. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie od partnerów społecznych wchodzących w skład Rady Dialogu Społecznego, na jednym ze spotkań przedstawiciele ministerstwa poinformowali, że wciąż analizują zgłoszone uwagi. – Chyba mają problem, bo można było odnieść wrażenie, że wpłynęło ich bardzo dużo – usłyszeliśmy. To tłumaczyłoby długi czas oczekiwania na publikację dokumentów. Szkopuł w tym, że prace nad tym projektem są kolejnym przykładem potwierdzającym, że MRPiPS pod obecnym kierownictwem ma najwyraźniej problem z - szeroko rzecz ujmując – procesem legislacyjnym - mówią nam partnerzy społeczni.
Czytaj również:
Ministerialni urzędnicy wykorzystują lukę w rządowym procesie legislacyjnym>>
OSR jak zło konieczne – bez kluczowych informacji>>
Zmiany ad hoc
Najważniejszy zarzut, jaki można mieć pod adresem projektów przygotowywanych przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej to chaos legislacyjny, propozycje, które pojawiają się bez żadnej wyraźnej koncepcji, która byłaby realizowana według jakiegoś ustalonego i przemyślanego harmonogramu. Krok po kroku. Bardziej przypomina to działanie ad hoc, pod przysłowiową publiczkę, dla poklasku i elektoratu. Nie dla dobra pracodawców i de facto pracowników, czego najlepszym przykładem byli np. pracownicy pomocy społecznej, których resort podzielił, bo dodatki do pensji przyznał tylko części z nich. Wygląda to mniej więcej tak, jakby minister kierująca tym resortem wstawała rano i po przejrzeniu mediów społecznościowych i zbadaniu, co danego dnia emocjonuje internautów, wpadała na jakiś pomysł i chwilę potem publicznie go ogłaszała. W ten sposób pani minister raz interweniowała w sprawie biustonoszy w pracy, innym razem zapowiedziała wprowadzenie czterodniowego lub 35-godzinnego tygodnia pracy. Ogłaszała też wolną od pracy Wigilię, chcąc ją wprowadzić praktycznie z dnia na dzień (bo projekt wniesiony przez Lewicę w listopadzie 2024 r., a realizujący zapowiedź minister Dziemianowicz-Bąk, miał stać się prawem obowiązującym już w Wigilię tego samego roku), w ogóle nie przejmując się tym, że firmy – zwłaszcza produkcyjne i pracujące w ruchu ciągłym - miały już zaplanowany harmonogram pracy na czas okołoświąteczny i noworoczny. Innym razem resort wziął się za regulowanie pracy w upale, przyznając, że przepisy co prawda są, ale rozrzucone w różnych aktach prawnych.
To tylko niektóre przykłady tematów zastępczych realizowanych przez resort. A wszystko to w sytuacji, gdy wciąż czekają na realizację ważniejsze kwestie, jak chociażby projekt ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, która ma implementować dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2022/2041 z dnia 19 października 2022 r. w sprawie adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w Unii Europejskiej (Dz. Urz. UE L 275 z 25.10.2022, str. 33). Jej termin wdrożenia upłynął 15 listopada 2024 r. Zamiast skupić się na tym, resort traci siły na inne projekty, które nie są istotne i pierwszoplanowe, i z „dowiezieniem” których ma ewidentne problemy. Przecież przepisy o mobbingu obowiązują od 20 lat i można było je najpierw bardziej przemyśleć i publicznie przedyskutować, a nie od razu ruszać z rządowym procesem legislacyjnym. Zresztą zgodnie z publicznie złożonymi deklaracjami grudniowy okrągły stół w Sejmie miał być wstępem do dyskusji. I co? I nic.
Początkowo sądziłam, że historia z ustawą o ochronie sygnalistów to była tylko wpadka (gdy resort chciał bez konsultacji przepchnąć zmodyfikowany nieco projekt przepisów, przygotowany przez poprzedników). Teraz jednak widzę, że była to próbka możliwości ministerstwa, które z pomijania procesu konsultacji publicznych i wrzucania do projektów istotnych zmian już po zakończeniu konsultacji i opiniowaniu, uczyniło znak firmowy.
Do tego stopnia, że na obrońców uciemiężonych pracodawców w rządzie Donalda Tuska powoli wyrastają pozostali ministrowie – minister rozwoju i technologii, minister funduszy i polityki regionalnej, minister sprawiedliwości, a ostatnio także minister finansów, który stara się pilnować publicznych pieniędzy. Tymi MRPiPS też zdaje się zbytnio nie przejmować. Zdarza mu się bowiem nie przedstawiać oceny skutków regulacji projektowanych rozwiązań. Próżno też szukać w ministerstwie globalnej wizji zmian planowanych na dany rok. A przecież budżet państwa nie jest z gumy. Komuś trzeba zabrać, żeby dać na sfinansowanie skutków kolejnych ustaw MRPiPS. I uprzedzając ewentualną krytykę dodam, że na wprowadzanych zmianach cierpią sami adresaci, jak chociażby wdowcy i wdowy, dla których tzw. renta wdowia okazała się rozczarowaniem, a jej przepisy nadają się do poprawki jako rodzące zastrzeżenia konstytucyjne, o czym głośno mówią już prawnicy.
Cena promocyjna: 84.55 zł
|Cena regularna: 89 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 64.08 zł
Z projektu na projekt puchnie lista zastrzeżeń
Co gorsza, coraz więcej krytycznych głosów pod adresem działalności resortu pracy płynie także ze strony pozostałych ministerstw. „Teczki” dokumentów na stronie Rządowego Centrum Legislacji pęcznieją z projektu na projekt, a wśród zarzutów przewijają się te wytaczane od miesięcy – brak gruntownej analizy projektowanych rozwiązań, także od strony skutków finansowych dla administracji publicznej, będącej największym w kraju pracodawcą, której finanse zależą co roku od budżetu państwa (tak było np. w przypadku próby regulowania maksymalnej temperatury w miejscu pracy) i brak konsultacji z przedsiębiorcami, którzy też mają plany finansowe na każdy rok i nie mogą być zaskakiwani kolejnymi zmianami, których wdrożenie oznacza znaczące nakłady finansowe w trakcie trwającego roku finansowego.
Czytaj również: Metabolizm pracownika bez wpływu na temperaturę w firmie>
Chaotyczna działalność Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej powoli zaczyna być męcząca. Nie tylko dla mnie jako dziennikarza zajmującego się na co dzień prawem. Widać to też po komentarzach do projektów, w których rządowi autorzy nie są już w stanie ukryć swojego poirytowania, będąc za każdym razem zmuszonymi tłumaczyć, dlaczego proponowane rozwiązania są po prostu złe i nieprzemyślane.
I o ile chaos legislacyjny w tym resorcie, panujący za poprzedniej ekipy można jeszcze wytłumaczyć pandemią, o tyle ten obecny wytłumaczyć naprawdę trudno.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.